Nagłe
zniknięcie konkurencji z rynku nie zawsze jest błogosławieństwem.
Czasem może wręcz okazać się przekleństwem. Przykład podam na
podstawie case study dwóch wrocławskich jadłodajni.
Wrocławski
bar mleczny cieszący się ogromnym uznaniem i popularnością,
którym codziennie stołuje się pełen przekrój społeczny, od
kloszardów, przez studentów i młodych korpoludzi, aż po
businessmanów co roku o tej samej porze ogłasza przerwę urlopowa.
Ze
względu na stałych bywalców, bar co roku już zawczasu informuje o
tym wywieszając odpowiednio wcześniej karteczkę z informacją.
Tuż
za rogiem baru mlecznego jest walczący od lat o uwagę bar. Ot, taki
zwyczajny bar. Ponieważ nie pamiętałam o corocznym urlopie baru,
którego sama jestem stałym bywalcem odbiwszy się od informacji o
urlopie, udałam się za róg, dając szansę konkurencji.
W
środku zobaczyłam tłok nieludzki i brak jakiejkolwiek informacji o
systemie. Z jednej strony była kasa z ladą pełną talerzy z
obiadem, z drugiej - witryna za którą znajdowały się potrawy,
które Panie Nakładaczki nakładały. Gdzie powinnam udać się
najpierw?
Próbując
dojrzeć smakołyki za witryną, które wyglądały znacznie zacniej
niż w moim ulubionym barze, usłyszałam awanturę działającą
zdecydowanie na niekorzyść baru:
-
A dlaczego ten pan dostał posiłek przede mną? Przecież ja stoję
tutaj dłużej!
Kiedy
udało mi się zrozumieć system z pomocą jednej z klientek,
stanęłam w odpowiedniej kolejce kontemplując potrawy i menu. Pani
przede mną chciała zamówić zestaw z ziemniakami.
-
Ale ziemniaków już nie ma.
Była
godzina 14:00. To dość zaskakująca wiadomość jak na bar otwarty
do 19:00.
-
To ja poczekam. - Powiedziała klientka.
-
Ale już nie będzie! - Powiedziała nie kryjąc irytacji jedna z Pań
Nakładaczek.
Ja
wybrałam zestaw z frytkami.
-
Ale frytek też nie ma. Trzeba na nie poczekać około 2-4 minut. -
Poinformowała mnie druga Pani Nakładaczka.
-
4-6 minut - Poprawiła ją druga.
Stojąca
jako trzeba w kolejce klienta wyszła więc na przeciw, wykorzystując
sytuację:
-
To może teraz ja. Ja poproszę z ryżem!
-
Ryżu już nie ma i też dziś nie będzie.
Zapytana
o surówkę wybrałam mizerię. Ku mojemu zdziwieniu mizerią okazały
się skrojone w plastry ogórki ze skórką, które zostały już na
talerzy oblane łyżeczką śmietany. No cóż. W międzyczasie druga
Pani Podawaczka zwróciła się do mnie z pytaniem o zamówienie, nie
wiedząc w panującym tam bałaganie, że jestem już obsługiwana.
Kiedy
moje danie zostało nałożone i odstawione na ladę przy kasie,
poszłam zapłacić.
-
Coś do picia?
-
Nie, dziękuję.
Wzięłam
swoje danie i usiadłam przy brudnym stoliku wewnątrz baru.
Zamówione przeze mnie udko z kurczaka było całkiem zimne, a frytki
piekielnie gorące. Poszłam więc po sól, biorąc ze sobą talerz i
sztućce. Poprosiłam o nią przy ladzie z kasą.
-
Sól jest na stolikach albo na zewnątrz.
Ponieważ
wszystkie stoliki wewnątrz już obeszłam, a widząc przez okno
zewnętrze stoliki twierdziłam, że nie ma na nich soli, poprosiłam
o nią ponownie, wciąż stojąc przy ladzie i rozmawiając z tę
samą osobą.
-
Sól jest na stolikach albo na zewnątrz. - Usłyszałam ponownie.
-
Nie, proszę pana, nie ma jej na żadnym stoliku, a na dworze też
jej nie widzę, zresztą chcę zjeść w środku i nie zamierzam
latać z tym talerzem. Tych frytek nie da się zjeść bez soli.
Proszę o sól.
-
Chce pani, żebym odszedł od kasy i przyniósł pani sól? -
Otrzymałam odpowiedź w aroganckim tonie.
-
Dokładnie tak.
Pan
odszedł od kasy, a w tym czasie lada zapełniła się gęsto
talerzami. Swój trzymałam w ręce, żeby nie zajmować miejsca.
Mężczyzn a wrócił z solą w filiżance. Nie mając jak się nią
oporządzić i nie chcąc przeszkadzać w obsłudze klientów,
chciałam wziąć ją ze sobą filiżankę i wrócić do stolika.
-
O nie nie! Sól zostaje tutaj - zawołał mężczyzna. - Proszę
sobie posolić tutaj.
Nie
mam w zwyczaju wkładania palców do soli, więc wcisnęłam swój
talerz na blat, prawie zrzucając z niego inne talerze, które i tak
były już na styk. Przepraszając klientów niezdarnie sięgnęłam
nad owymi pełnymi talerzami po czysty nóż. W tym samym czasie pan
kasował jakąś panią z tym samym pytaniem, które zadał wcześniej
mnie:
-
Coś do picia?
-
Nie, dziękuję. - Odpowiedziała klientka.
-
Ale to jest w cenie - poinformował ją mężczyzna przy kasie.
-
A czy moje też było w cenie? - Zapytałam
-
Tak, też.
-
O tym mnie pan nie poinformował. To ja też poproszę.
Kasjer
nie krył swojej niechęci do klientów, podobnie jak jedna z Pań
Nakładaczek, Polka. A nakładaczki były dwie - Polka i Ukrainka.
Ukrainka była miła i spokojna i w żaden sposób nie zdradzała
zmęczenia i niechęci. Pani Nakładaczka rodaczka warczała na nią,
okazując niechęć zdezorientowanym klientom.
Podsumowując:
brak konkurencji ze strony znanego baru mlecznego spowodował w owym
barze absolutny chaos. Mimo że bar MiszMasz powinien był wiedzieć
o przerwie urlopem Misia, bo, nie ukrywajmy, ale o niego właśnie
chodzi, absolutnie się do tego nie przygotował. Nie wyobrażam
sobie braku ziemniaków i ryżu w samym szczycie obiadowej pory oraz
takiego niezorganizowania, jeśli chodzi o obsługę klientów.
Kontrastowy
był dla mnie również brak odzieży roboczej, co nie sprawiało
atmosfery czystości, wymaganej w takich miejscach. Młoda obsługa i
jej niemiłe podejście do klienta tylko wzmagało wrażenie
nieprzestrzegania higieny.
Brudne
stoliki również nie były apetycznym miejscem spożywania posiłków,
ale to już pominę, bo w niektórych jadłodajniach, zarówno w
Polsce jak i zagranicą, stały się one wręcz trendem.
Bar
MiszMasz ma dwa plusy: możliwość płacenia kartą i smaczne
jedzenie, ale to niestety nie wszystko, żeby móc oczarować klienta
i zatrzymać go u siebie. Gdyby ów Bar monitorował konkurencję,
mógłby doskonale przygotować się na gorący okres i przez te dwa
tygodnie zarobić nawet kilkukrotnie więcej niż przez pozostałe
miesiące roku. A może nawet zyskać sobie zwolenników, którzy
odwiedzaliby go jako alternatywę dla posiłków w Misiu.
Zainteresowany
analizą swojego biznesu? Zapraszam do kontaktu! :)
______________
O AUTORCE
Julia Daroszewska od ośmiu lat zajmuje się ogólnie pojętym marketingiem. Potrafi skutecznie wykorzystywać wszelkie dostępne na rynku narzędzia, co przekłada się na duże zasięgi i budowanie świadomości wspieranych przez nią marek.
Prowadzi firmę, której główną dziedziną jest wsparcie w zakresie szeroko pojętego Marketingu i Strategii Przedsiębiorstwa. Oferuje pomoc w budowaniu marek tworząc dla nich skuteczne plany działania na konkurencyjnych rynkach.
Julia Daroszewska prowadzi również szkolenia z tworzenia skutecznych profili/kont na LinkedIn i Facebooku - największych Mediów Społecznościowych wspierających biznes.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz