Zadziwiający jest dla mnie sposób działania niektórych firm i ich sposób oszczędzania, weryfikowania i... Trwonienia pieniędzy.
Czas
to pieniądz. Umiejętność podejmowania szybkich decyzji w biznesie
jest bardzo ważna (zauważyłam też, nawiązując do wywiadu ze mną
dla portalu Bankier.pl - Mambiznes.pl), że osoby uprawiające sporty
ekstremalne, które prowadzą firmy mają tę umiejętność
doskonale wypracowaną dzięki swoim aktywnościom fizycznym.
Wracając
do tematu: dla mnie czas to pieniądz. A póki mam do dyspozycji
tylko 1,5 pary rąk, jest on szczególnie cenny, bo muszę go
rozdysponować pomiędzy
-
zdobywanie leadów: czynność niezarabiająca
-
rozmowy z potencjalnymi klientami: kolejna czynność niezarabiająca,
a pochłaniająca czas - przygotowanie oferty dedykowanej, bo
niestety tak działam - pieniądze są dla mnie wynikową mojej
pasji, którą staram się wykonać z najwyższą starannością (co,
myślę, doskonale widać w opiniach od moich klientów), a klient
jest człowiekiem, któremu pomagam, a nie portmonetką, która ma mi
jak najwięcej zapłacić za jak najmniejszy nakład mojej pracy:
jednak jest to ponownie czynność niezarabiająca, a jakże
czasochłonna!
-
realizacją usługi: czynność czasochłonna, czasem również
kosztogenna ze względu na dojazdy, które nie zawsze wliczane
są w delegacje, ale w końcu, spośród tych wszystkich
wcześniejszych czynności - zarabiająca!
W
tym tygodniu odbyłam kilka rozmów z potencjalnymi klientami i
wyciągnęłam pewne wnioski.
Klientów
podzielę na dwie grupy, ponieważ takie to dwie grupy się do mnie
zgłaszają: Kowalscy, czyli klienci indywidualni i Panowie Prezesi -
klienci biznesowi.
Mimo
że przykłady podane są w rodzaju męskim, wszystkie w takim samym
stopniu tyczą się obu płci.
Wśród
klientów Kowalskich wyróżnić mogę dwa rodzaje:
1.
Pewny Siebie Kowalski
Kowalski,
który jest pewny siebie zna swoje umiejętności i swoją wartość.
Wie, co stoi za jego pracą, zdaje sobie sprawę z jakości
oferowanych przez siebie usług tudzież produktów.
Taki
Kowalski patrzy na świat przez pryzmat samego siebie. Widząc
eksperta jest w stanie zweryfikować jego działania i umiejętności
(powiedzmy: jest w stanie zrozumieć jego portfolio).
Proces
decyzyjny zamyka się w 10 minutach i wygląda tak:
-
Dzień dobry, jestem zainteresowany konsultacją z LinkedIn. Ile to
kosztuje?
W
wyniku wymiany kilku zdań dowiaduję się, jakie są potrzeby
klienta i szacuję, czy potrzebne będą nam dwie godziny, czy
zmieścimy się w jednej.
Ustalamy
termin konsultacji.
Klient
robi przelew i działamy.
2.
Niepewny Siebie Troll (Troll Kowalski)
Niepewny
siebie klient w swoim przeświadczeniu nie jest dostatecznie dobry.
Źródeł takiego przekonania o sobie jest co najmniej kilka, ale
nimi nie będę się zajmować.
Niepewny
klient ustala rozmowę wstępną, najczęściej telefoniczną.
Podczas
rozmowy zajmującej zwykle nie mniej niż 30 minut tłumaczę
klientowi, na czym polega godzinna konsultacja i co może zyskać.
Klient
musi się zastanowić.
Klient
myśli, ale usługa jest dla niego za droga.
Nigdy
się nie odzywa.
Oboje
tracimy czas i w przypadku obu stron nie jest to 30min. Jest to
znacznie więcej. Niepewny Siebie Trolla, który nie wie, czego chce
spędza godziny nad zastanawianiem się, rozważaniem, czy w ogóle
zapytać o usługę, a po odłożeniu słuchawki
obmyśla sprawę dalej.
Ja
też myślę, bo nie jestem w stanie wyłączyć myślenia o swojej
pasji - tworzę strategię działania dla Niepewnego Siebie Nowaka,
zapisuję pomysły, poświęcam mu czas, mimo że konsultacja się
nie odbyła i wiem, że pewnie się nie odbędzie, bo typy klientów
już wyczuwam i znam.
Klient
biznesowy. Z nim, o zgrozo, jest podobnie. Tutaj jednak rozmowa jest
konieczna. Czasem jest dłuższa, czasem krótsza, ale czas
poświęcony na Pana Prezesa - czy Pewnego Siebie, czy też
Dusigrosza Trolla - jest zwykle podobnie długi.
W
obu przypadkach musi odbyć się rozmowa. Czasem jest ona krótsza,
tylko żeby poznać potrzeby klienta, ale wówczas więcej czasu
poświęcam na przygotowanie oferty, bo zwykle mam do czynienia z
ofertą szkolenia dedykowanego.
Wygląda
to wówczas tak:
1.
Pewny Siebie Pan Prezes
Profil
osobowy:
-
zjadł zęby na swoim temacie i zna go do szpiku kości
-
pracował w wielu firmach i jest ekspertem w swojej dziedzinie
-
jest spełniony, zna swoją wartość i nie musi nikomu niczego
udowadniać
Dzwoni
do mnie zapoznawszy się z moim profilem zawodowym. Nie zna się na
moim temacie, ale na podstawie opinii od klientów oraz reakcji
świata na moje usługi (biorąc pod uwagę zarówno te pozytywne jak
i negatywne) jest w stanie wyrobić sobie odpowiednią opinię.
Rozmawiamy.
Pan
Prezes wie w czy mogę mu pomóc i po co do mnie dzwoni. Poświęca
mi tyle czasu, ile potrzeba, żebym powiedziała mu, co mogę dla
niego zrobić i wypytała go o wszystko, co potrzebuję do tego, by
sieci neuronowe mojego centralnego układu nerwowego mogły rozpocząć
proces realizacji usługi, który mu dopiero zaoferuję.
Klient
jest zdecydowany.
Wysyłam
ofertę w formie podstawowej i czekam na ustalenie terminu.
2.
Pan Prezes Troll
Umawia
się na telefon odsyłając mnie do swojego kalendarza celem
ustalenia terminu w czasie jego wolnych pięciu minut.
Ustalenie
rozmowy bez kalendarza Google'a nie jest możliwe.
Odbywa
się przesłuchanie, podczas którego to ja jestem weryfikowana i to
przez kilka osób na głośnomówiącym, i wypytana, czy "już
coś takiego wcześniej robiłam", "czy znam branżę"
i "czy w ogóle wiem, czym oni się zajmują" - bo przecież
jestem kobietą, a oni mówią do mnie o ciężkich, męskich
branżach.
Owe
pytania padające z drugiej strony głośnika zadaje kobieta.
Kobieta, która patrzy na mnie przez pryzmat siebie: sama nie miała
o owej branży pojęcia, ale natura obdarzyła ją urodą, zapewne
dużymi oczami w każdym tego słowa znaczeniu, więc pracę dzięki
temu u boku Pana Prezesa Trolla znalazła, a branżę jakoś w między
czasie poznała. Ale nie wierzy, że inna kobieta, będąc kobietą,
również może ją znać.
Tłumaczę,
że nie muszę rozumieć produktu, wystarczy, że wiem, kto jest ich
klientem, ale naciskana dalej i dłużej nie umiejąc ukryć irytacji
ciskam stwierdzeniem, że jestem inżynierem - rozumiem wiele branż,
ale nie muszę znać ich od podszewki, by móc świadczyć dla nich
usługi marketingowo - brandingowe.
Pan
Prezes Troll próbuje mi pokazać, że absolutnie nie znam się na
deklarowanej dziedzinie, zapewne dlatego, że jestem kobietą, po
czym pyta o cenę jeszcze nie zdefiniowanej usługi, bo sam nie wie,
czego chce.
Ponieważ
odbyło się przesłuchanie, ja nie miałam nawet okazji zapytać o
ich potrzeby, ale już pada pytanie o cenę. Pada pytanie:
-
Ile to kosztuje?
-
Ale co?
-
No TO!
W
głosie słychać irytację, kiedy mówię, że nie jestem w stanie
teraz podać kwoty TEGO, nie wiedząc, CZEGO tak naprawdę ode mnie
oczekuje. Konsultacja od szkolenia różni się znacznie. I zakresem
i czasem i moim wkładem pracy.
Jeszcze
większą irytację wyczuwam, kiedy nie jestem w stanie podać ceny
kolejnej, w ogóle nie omówionej wcześniej usługi, tłumacząc, że
nie jestem w stanie spamiętać wszystkich kwot i mam ją w ofercie.
Ofertę
natomiast mam na firmowym komputerze, a rozmawiam z nim przez
telefon... Siedząc w pociągu. Bo na rozmowę się umawialiśmy, a
nie na przedstawienie oferty, której nie umiem przedstawić bez jej
uprzedniego stworzenia.
Rozmowa
dobiega końca. Ilość pozyskanych informacji jest niewystarczająca,
żebym mogła jakąkolwiek w ogóle stworzyć. Zastanawiam się, co
zrobić, ale Pan Prezes Troll informuje mnie, że ma jeszcze kilka
innych osób do "przesłuchania" i, że się odezwie.
Pytanie
o cenę od razu pokazuje mi, że firma stawia tylko na kwotę. I na
podstawie kwoty określa, czy oferta jest dobra, czy nie.
Kompetencje
się nie liczą.
Zresztą
przecież ich nie mam, bo jestem kobietą, co zostało stwierdzone
przez Niepewną Siebie Kowalską, Panią Troll.
-
Dziękujemy, odezwiemy się do pani.
Zdaję
sobie sprawę, że odbyłam właśnie "rozmowę o pracę" i
jestem dla pracodawcy "za droga" i "absolutnie
niekompetentna".
Cieszę
się, że nie musiałam wychodzić z domu i "ubierać się na
galowo", a tym bardziej jechać przez 2/3 Polski, żeby zostać
zmiażdżona stwierdzeniem o braku kompetencji.
Zmarnowałam
czas i nerwy.
Cieszę
się, że nie muszę tworzyć oferty, która i tak nie przejdzie.
Ale
czas i nerwy zmarnowałam. I nerwa mam
nadal siedząc i ściskając w dłoni komórkę.
Oni
zmarnowali tylko czas.
A
zmarnują go jeszcze więcej.
A
później zmarnują też i swoje pieniądze.
______________
O AUTORCE
Julia Daroszewska od ośmiu lat zajmuje się ogólnie pojętym marketingiem. Potrafi skutecznie wykorzystywać wszelkie dostępne na rynku narzędzia, co przekłada się na duże zasięgi i budowanie świadomości wspieranych przez nią marek.
Prowadzi firmę, której główną dziedziną jest wsparcie w zakresie szeroko pojętego Marketingu i Strategii Przedsiębiorstwa. Oferuje pomoc w budowaniu marek tworząc dla nich skuteczne plany działania na konkurencyjnych rynkach.
Julia Daroszewska prowadzi również szkolenia z tworzenia skutecznych profili/kont na LinkedIn i Facebooku - największych Mediów Społecznościowych wspierających biznes.
Każdy kto prowadzi firme powinien wiedzieć, że warto wprowadzać polskie produkty na rynki wschodnie. Decyduje się na to wiele polskich firm. Zanim jednak zaczniecie eksportować towary na wschód należy załatwić wszystkie formalności w https://ccrw.pl/. Jest to Cenrtum Certyfikacji Rynków Wschodnich.
OdpowiedzUsuń