Kiedyś
robiłam postanowienia noworoczne, a na koniec roku płakałam, bo
nigdy żadnych nie udało mi się wcielić w życie.
Natomiast
to, co sprawdziło się u mnie doskonale to piętrzenie nawyków
(przy okazji polecam książkę o tymże tytule autorstwa Steve'a
Scotta). Jeśli postanawiam coś zrobić, zaczynam od razu. Nie od
jutra, nie od poniedziałku, nie od 1 dnia kolejnego miesiąca, ale
od razu.
Od
kiedy wdrożyłam zasadę nie, że zacznę "od jutra", ale
OD TERAZ, co roku widzę niesamowite postępy we wszystkich sferach życia, z którymi zawsze miałam problem.
I
co roku udaje mi się wdrożyć więcej z postanowień i iść dalej,
i iść coraz szybciej.
A
jak znów mi nie wyjdzie, jak, kolokwialnie mówiąc, zawalę
systematyczność, to nie zważając na przerwę znów biorę się do
roboty. Za każdym razem zaczynam o krok dalej, bo to trochę tak jak
z czytaniem książki: nawet jak na chwilę ją odłożę, to
sięgając po nią za jakiś czas, mogę czytać dalej. Nawet jeśli
konieczne będzie cofnięcie się o parę stron, i tak pójdę dalej.
I...
Ani się obejrzę, miałam przeczytanych kilka tych metaforycznych
książek, czyli zrealizowanych celów. Małymi kroczkami, nie -
systematycznie, ale konsekwentnie.
Na
ten rok mam dwa cele, aczkolwiek ich realizację zaczęłam już parę
miesięcy temu. Od razu, kiedy pojawił się plan i myśl.
A
cele te to:
Przez
cały rok, codziennie będę przez 30 minut:
1.
ćwiczyć (planowałam do Sylwestra zrobić szpagat. Nie wyszło, ale
może uda się do tegorocznego).
2.
uczyć się niemieckiego.
Oczywiście
zdaje sobie sprawę, że jest to niemożliwe do wykonania, bo
w sezonie (część mojej firmy jest sezonowa) zdarza się, że przez
kilka dni pod rząd nie mam nawet 5-ciu minut dla siebie, co zresztą
zdarzyło się w grudniu ubiegłego już roku, kiedy ciurkiem przez
ponad 3 tygodnie nie miałam ani jednego dnia wolnego.
Ale
nawet jeśli przez tydzień, dwa czy trzy nie zrealizuję dziennego
planu, nie znaczy to, że zrezygnuję z jego realizacji. Będę go
kontynuować przy pierwszej najbliższej ku temu możliwości.
Będę.
Inną
rzeczą, której wdrażanie i wcielanie w nawyk rozpoczęłam jeszcze
w 2018, natychmiast kiedy tylko rozpoznałam potrzebę i znalazłam
możliwość do jej zaspokojenia, było systematyczne prowadzenie
Cash Flow dla siebie i firmy. Jego celem jest zobrazowanie mi
wydatków i pomoc w jeszcze lepszym zarządzaniu finansami – swoimi
i firmy.
Jak
już opanuję w pełni zbieranie wszystkich paragonów z danego dnia
oraz precyzyjne przenoszenie widniejących na nich kwot do tabelki,
którą profesjonalnie stworzył dla mnie Michał Puchałowicz,
zacznę próby opanowywania działań controllingowych dla MŚP.
Ale
wracając do tematu..!
Listy
z postanowieniami więcej tworzyć nie zamierzam, ale Agata
Strzyżewska swoim postem zainspirowała mnie do stworzenia listy
marzeń do zrealizowania w A.D. 2019.
Marzenia,
a plany to dwie różne rzeczy, mimo że mogą zawierać dokładnie
te same pozycje. Marzenia realizuje się z pasją i przyjemnością.
Zadania realizuje się z przymusu, nawet samodzielnie sobie
narzuconego.
A
przy okazji zapisywania marzeń dopracuję jeszcze lepiej swój
system zarządzania czasem i zadaniami, a dodatkowo zminimalizuję go
pod względem... CZASU i generowania tryliarda żółtych karteczek,
które do niedawna walały mi się po wszystkich torebkach,
laptopach, w biurze, w kuchni, łazience, w przedpokoju i w aucie.
Były
obecne w kieszeniach jeansów w kurtkach, a czasem powiały się też
w rowerowym koszyczku.
Nie
mówię, że nie były skuteczne i nie dawały świetnych efektów,
ale... Nosz kurcze! Ile można?
Zwłaszcza,
że ja tak bardzo nienawidzę żółtego!
No
i BASTA! Udało mi się ich pozbyć i może... Może (tego nie mam na
liście marzeń na ten rok) zrobię w końcu jakieś fajne szkolenie
z zarządzania czasem. W tej kwestii nie będę hipokrytką. Podobnie
jak nie byłam nią w kwestii przeprowadzonego kiedyś Warsztatu z 5Języków Miłości dla singli, jakem wieczny singiel. Zresztą,
jakby ów warsztat nadal kogoś interesował, zapraszam do zapisów -
jak tylko ustalę kolejne miejsce i termin, poinformuję o tym
zapisanych.
Powyższe
zdjęcie będące niejako ilustracją do tego tekstu zrobiłam we
wtorek, 16 października ubiegłego już roku, który to dzień
dobrowolnie ustanowiłam sobie dniem wolnym od pracy. Jako
przedsiębiorca mogłam to zrobić nie pytając się o zdanie
kompletnie nikogo i pojechałam wbiec na Zamek Chojnik. Podczas
przystanku na trasie z widokiem na panoramę miasta powtórzyłam
słówka z niemieckiego.
Czemu
akurat na Zamek? Bo wierzyć w bajki jeszcze nie przestałam. Jeszcze nie czas.
A
czemu akurat Chojnik? Bo mimo że byłam tam już tryliard razy,
jeszcze mi się nie znudził. A legendę o Kunegundzie i Czarnym
Rycerzu, z którą ów obiekt się wiąże, uwielbiam. Aczkolwiek na
przełomie ostatnich nastu lat zmieniła się nieco jej treść.
______________
Cytat
na ten rok, który dudni mi w głowie od rana:
Lecz
ci, co zaufali Panu, odzyskują siły,
otrzymują skrzydła jak orły:
biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą.
I
jakimś dziwnym trafem właśnie w tym miejscu mam w Biblii
zakładkę... Właśnie w Księdze Izajasza w rozdziale 40, którego
powyższe zdanie jest ostatnim.
______________
O AUTORCE
Julia Daroszewska od ośmiu lat zajmuje się ogólnie pojętym marketingiem. Potrafi skutecznie wykorzystywać wszelkie dostępne na rynku narzędzia, co przekłada się na duże zasięgi i budowanie świadomości wspieranych przez nią marek.
Prowadzi firmę, której główną dziedziną jest wsparcie w zakresie szeroko pojętego Marketingu i Strategii Przedsiębiorstwa. Oferuje pomoc w budowaniu marek tworząc dla nich skuteczne plany działania na konkurencyjnych rynkach.
Julia Daroszewska prowadzi również szkolenia z tworzenia skutecznych profili/kont na LinkedIn i Facebooku - największych Mediów Społecznościowych wspierających biznes.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz