![]() |
Zdjęcie z mojego bloga ze stylizacjami "Chaber w rzepaku" |
Za
każdym razem, kiedy odwiedzam Berlin, patrzę na to miasto innymi
oczami, a dokładniej - z innej perspektywy.
Najbardziej
zapadły mi w pamięci te z roku 2014, 2018 i 2019. Prawdopodobnie
dlatego, że w owych latach patrzyłam już na Berlin z perspektywy
przedsiębiorcy, a nie tylko podróżnika z plecakiem.
Rok 2014
Delegacja
do Wyższej Szkoły Biznesowej SRH Hochschule (BHS), gdzie
przeprowadziłam wykład pt. "Failules & successes of start
up" dla międzynarodowej grupy studentów rozpoczynających
naukę na tejże uczelni oraz brałam udział w rozdaniu dyplomów.
Rozpierała mnie duma, kiedy wyróżnienie za najlepsze wyniki w
nauce i najwyższą średnią w danym roku otrzymała Polka.
Pojechałam
tam na zaproszenie dziekana tejże uczelni, a swojego byłego
profesora z The Neisse University oraz przyjaciela mojego promotora z
Politechniki Wrocławskiej, dr inż Jana Skoniecznego, który do
Berlina zabrał się ze mną.
Przechodząc
bardzo późną porą przez metro na Dworcu Zoo, którego sama nazwa
powodowała u mnie ciarki z powodu lektury "My, dzieci z Dworca
Zoo" napisanej na podstawie rozmowy z Christane F.
dygresja
(moja
ciocia, którą określamy mianem drugiej mamy, wręczyła mi ją,
kiedy poszłam do pierwszej klasy szkoły średniej. Moim zdaniem
było to zdecydowanie za wcześnie na tą lekturę, ale książka
swoje zadanie spełniła. Nigdy nawet przez myśl nie przeszło mi,
żeby spróbować narkotyków, czy też "dopalaczy")
ze zdziwieniem stwierdziłam, że poza zaledwie jednym narkomanem w trakcie snu na stojąco (przerażający widok, który do tamtej pory znałam tylko z opisu w książce), nie trafiłam na żadne przerażające widoki, ani niebezpieczeństwo.
Rok 2018
Nocna
wizyta w Berlinie podczas przesiadki z samolotu z Malagi, gdzie przez
parę dni jako cyfrowy nomada pracowałam na home office
z Torremolinos, a później rzeczonej już Malagi, na autokar
do Polski.
Korzystając
z okazji zaliczyłem nocne zwiedzanie Bramy Brandenburskiej.
Berlin
był mroźny, pusty i spokojny.
Rok 2019
Wizyta
z okazji 9 urodzin mojej siostrzenicy, małej Julii.
Zrobiłam
różowy tort urodzinowy i zorientowałam się, że niemieckie ceny
wcale nie są znacznie wyższe niż Polskie oraz, że jest to tak
multikulturowe miasto, że trudniej spotkać w nim rodowitego Niemca,
nie wspominając już o prawdziwym Berlińczyku.
W ramach obowiązkowej pamiątki (trofeum z wyprawy) przywiozłam sobie dwa kaktusy kupione na wyprzedaży garażowej, które stoją i pięknie wyglądają wśród dżunglii mojego parapetu.
Droga powrotna prowadziła przez Drezno, w którym nie powstrzymałam się, żeby nie odwiedzić swojego ulubionego miejsca - cudownego pałacu Zwinger oraz kawiarni, w której tradycyjnie zamawiałam z koleżanką po kawałku z każdego ciasta, które jadłyśmy oczami i prosiłyśmy o jego przekojenie.
Tym razem udało się tam strollować wróbla.
Oczywiście, z moim szczęściem Zwinger akurat był remontowany, a Galeria Sztuki, która się wnim znajduje (ponieważ był poniedziałek) zamknięta.
Rok 2020
Delegacja,
która pokazała mi, że faktycznie bariery i ograniczenia, w tym te
powodowane strachem, znajdują się przede wszystkim w naszej
świadomości.
Wsiadłam
do samochodu i przejechałem 300 km za jednym razem bez problemu
docierają pod wskazany adres.
Jeszcze
kilka tygodni temu nie uwierzyłabym, że sama wybiorę się do
Niemiec i będę w stanie poradzić sobie z taką trasą.
W
drodze powrotnej zorientowałam się, jak bardzo na niemieckich
autostradach brakuje kultury jazdy. Porównując zachowania polskich
i czeskich kierowców - Niemcy nie mają jej w ogóle.
Patrząc
natomiast na dwa znane mi dobrze miasta mogę powiedzieć, że w
Jeleniej Górze kultura jazdy jest niesamowicie wysoka. We Wrocławiu
– średnia: zdarzają się trąbienia i wymuszenia pierwszeństwa,
ale ogólnie nie jest źle.
Uczono
mnie, że widząc obce rejestracje, czy to z innego miasta, czy
kraju, trzeba zachować szczególną ostrożność oraz uzbroić się
w cierpliwość, bo taki kierowca często nie zna trasy, może źle
skręcić albo po prostu szuka danego adresu i wlecze się jak
ślimak.
Normalne,
nie jest stąd.
Do
Niemiec wybrałam się bączkiem, który, z racji zminimalizowanego
silnika na potrzeby miejskich wypraw na zakupy do marketu, czy też
do osiedlowego po bułki, charakteryzuje się znacznym ograniczeniem
prędkości narzuconej mu przez silnik.
W
Niemczech rejestracja nikogo nie obchodzi, a na autostradzie rządzą
ci, których auta obdarzone są dużymi silnikami.
Dwupasmówka.
Co
jakiś czas napotkałam na potrzebę wyprzedzenia. Nikt zdawał się
respektować faktu, że w miejskim bączku wyprzedzanie zajmuje nieco
więcej czasu. Co prawda nikt też na mnie nie zatrąbił, ani nie
migał światłami, ale drobne zahamowanie z mojej strony mogłoby
spowodować katastrofę...
Podczas
jednego z wyprzedzań, kiedy wyjechałam już na prawy pas, znikąd
wyrósł za mną samochód. Znikąd oznacza tyle, że musiał jechać
z prędkością około 300 km na godzinę.
Zaczął
migać na mnie światłami. Nie pamiętam, czy trąbił.
Byłam
już w trakcie manewru na lewym pasie dwupasmowej drogi
jednokierunkowej, więc tak czy siak nie miałabym dokąd usunąć mu
się z drogi.
Wyprzedziwszy
zjechałam na prawy pas, ale kierowca jadący za mną, zamiast
wyprzedzić mnie i pojechać sobie w siną dal, zrównał się ze mną
i zaczął wymachiwać rękami.
Zareagowałam
tak, jak w takich sytuacjach zalecał instruktor nauki jazdy w
czwartym odcinku kultowej serii "Naga broń".
Nie
otwierałam jednak okna.
Po
tym geście kierowca udawał, że chce mnie zepchnąć. Nie patrzyłam
w lewo, więc nie wiem, jak blisko podjechał, ale dzięki temu nie
dostałam za kierownicą zawału.
Wiedziałam,
że mnie nie zepchnie, ani nawet się o mnie nie otrze bo szkoda
byłoby mu lakieru. Auto miało dość nietypowy, soczystozielony
kolor, więc naprawa zapewne nie byłaby tak tania, jak w przypadku
bardziej popularnego czarnego lub granatu.
Widząc,
że to nie skutkuje, niemiecki kierowca wykonał kolejny manewr,
który był do przewidzenia i, który na szczęście przewidziałam:
wyprzedził mnie próbując zajechać mi drogę, po czym zaczął
przyhamowywać.
Ja
zaczęłam hamować zawczasu, więc owego manewru zajechania mi drogi
z jego strony nawet nie odczułam.
Nie
mniej jednak – próbował. I udało mu się nieźle mnie
wystraszyć.
Na
polskiej już drodze poczułam się bezpieczniej, ale stres i
niewyspanie dawały się jeszcze we znaki i nie myślałam jakoś
specjalnie szybko.
Kiedy
znajdujący się za mną bus z polską rejestracją mignął na mnie
światłami, zjechałam na pas awaryjny, żeby mógł mnie, razem z
jadącym za nim kolejnym autem, wyprzedzić.
Ale
to nie było natarczywe i pełne złości miganie, tylko pojedynczy
znak świetlny, który spowodował, że się ocknęłam.
Mam
jednak nadzieję, że do końca roku zobaczę efekt tej delegacji, a
mój stres nie pójdzie na marne. Mam nadzieję, że DolnośląskiGrzaniec (bezalkoholowy) pod nazwą Glühwein
Alternativ (alkoholfreies
Produkt) będzie
dostępny w Berlinie albo i jeszcze dalej!
Kolejny
kierunek: Czechy!
![]() |
Dolnośląski Grzaniec |
Nigdy
nie sądziłam, że uda mi się przełamać strach i przejechać
autem samodzielnie 300 km i to jeszcze za granicę.
Rok
temu jeździłam samochodem po Warszawie. Myślałam, że to nie
możliwe.
Tym
razem bez problemu poradziłam sobie w Berlinie.
Nie
miałam pojęcia, że ludzie, z którymi mamy do czynienia i ich
wiara w nasze możliwości może dawać takie efekty!
Zaczął
się kolejny rok, w którym zaczynam nadrabiać za wszelkie lata
ciągłej, ciągnącej mnie mocno w dół krytyki. Mija rok, kiedy
odcięłam się od hejtu i wiecznej krytyki, która nie miała nic
wspólnego z konstruktywnym wyrażaniem swojej opinii.
Jestem
ciekawa, co będzie dalej!
______________________
Jeśli chcesz lub planujesz:
- wprowadzić swój produkt na zagraniczne rynki: przede wszystkim Czeski i Niemiecki
- włączyć Dolnośląskiego Grzańca do swojego asortymentu sprzedażowego - do restauracji, pubu, baru, czy sklepu
Odezwij
się również w kwestii:
- skutecznej promocji swoich produktów i usług, jeśli dedykujesz je kobietom (www.wymianaubrań.pl)
- wejść ze swoim asortymentem do Internetu (czytaj więcej).
Nazywam się Julia Daroszewska. Od ośmiu lat zajmuję się ogólnie pojętym marketingiem. Potrafię skutecznie wykorzystywać wszelkie dostępne na rynku narzędzia, co przekłada się na duże zasięgi i budowanie świadomości wspieranych przeze mnie marek.
Prowadzę szkolenia z tworzenia skutecznych profili/kont na LinkedIn i budowania strategii działań, która pomaga osiągnąć zamierzony sukces: budować wizerunke eksperta, wspierać markę w budowaniu jej świadomości lub szukania pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz