piątek, 30 października 2020

Wspomnienie z pola bitwy

Zacne wspomnienie aczkolwiek opatrzone zdjęciami ukazującymi co może aparat w niepowołanych rękach, niezdiagnozowana nietolerancja laktozy (opuchnięta buzia oraz... Grzywka (zdjęcie poniżej)!


Czas akcji: sierpień, wrzesień lub październik 2013... Generalnie, dzień po śmierci mojej babci.

Miejsce akcji: Poznań, konkurs Global Student Entrepreneurs’ Awards (GSEA) – Poland, a dokładnie jego finał regionalny. Konkurs międzynarodowty, skierowany do studentów-przedsiębiorców.

Stawka: wysoka, finał główny w NY i 250 tys. $ na rozwój firmy.


Global Student Entrepreneurs’ Awards, Poznań 2013. Z mikrofonem: Julia Daroszewska. Na sali widać trzech twórców porównywarki kantorów Quantor. 

Do Poznania planowałam pojechać dzień przed finałem, żeby spokojnie móc się wyspać i rano bez stresu udać do miejsca, w którym miał się odbyć finał.

Zarezerwowałam sobie pokój w bodajże hostelu i wybrałam dogodny pociąg.

Siedziałam nad prezentacją firmy, którą miałam wysłać do którejś-tam-godziny, a zaraz potem – spakować się i pojechać na dworzec.


Ostatnie dni spędzałam tak, że połowę siedziałam przed komputerem, pracując, a od południa byłam u babci. Rozmawiałam z nią, śmiałam się, czasem ze zmęczenia kładłam obok niej i spałam.

Moja babcia umierała.


Dzień wcześniej oświadczyłam jej, że dostałam się do finałów regionalnych międzynarodowego konkursu i że zamierzam walczyć o 250 tys. dolarów na rozwój swojego biznesu, a ponieważ muszę się do tego przygotować, jutro jej nie odwiedzę.

Babcia była przedsiębiorcą i moim wzorem. Miała firmę produkującą lampy, a później działała w branży odzieżowej.

W ubrania zaopatrywała m.in. do legendarny już butiku Moda Polska, który jeszcze do niedawna istniał i znajdował się we wrocławskim Rynku (na ścianie koło Poczty).

W dostarczanych przez nią spódnicach chodził cały Wrocław.

Moja babcia była jedną z osób, które najintensywniej odradzały mi obraną przeze mnie ścieżkę kariery przedsiębiorcy i, podobnie jak od pozostałych członków rodziny, nie miałam u nie w tej kwestii żadnego wsparcia.

Nie mniej jednak była to moja najukochańsza babcia, z którą jako mała dziewczynka spędzałam bardzo dużo czasu i z którą spędzony czas nigdy nie był zmarnowany.

Babcia zwiedziła świat, kilkukrotnie była w Ameryce, opalała się na Florydzie i w Kalifornii. Jako żona profesora Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu (wówczas Akademii Medycznej) (czyli mojego najdroższego dziadka), znała wiele osobistości, które niektórzy znają tylko z telewizji.

Cieszyłam się, że zostawiam ją z informacją o tym, że moja firma dostała się do finałów regionalnych międzynarodowego konkursu. Miałam świadomość, że zostawiam ją ze świadomością tego, że wysiłku jej wnuczki zostały jednak zauważone i docenione, a jej praca nie zmierza donikąd.


Pamiętam, że w czasie mojej intensywnej pracy i dumania nad pierwszą prezentacją dotyczącą własnej firmy, zadzwoniła mama.

- Babcia właśnie zmarła.

- I musisz do mnie z tym dzwonić WŁAŚNIE TERAZ?

- Przyjedziesz?

- No chyba żartujesz!


Nigdy w życiu nie widziałam martwego człowieka, a tym bardziej tak bliskiego, martwego człowieka.

Liczyłam się z tym, że babcia odejdzie, ale nie sądziłam, że moja mama nie poczeka z ewentualnym poinformowaniem mnie o tym fakcie, aż będę już po konkursie, na którym tak bardzo mi zależało.

Telefon od mamy całkowicie rozłożył mnie na łopatki, rozstroił i zaburzył mój plan działania. Udało mi się nieco przedłużyć termin przesłania prezentacji, a po spóźnieniu się na pociąg – bez konsekwencji, czyli i kosztów odwołać rezerwację hostelu.


O 4 nad ranem w hallu głównym dworca PKP we Wrocławiu spotkałam chłopaków ze znajomej firmy, twórców innowacyjnej porównywarki kantorów Quantor.

Również jechali na finał tego samego konkursu.

Były to chłopaki, z którymi pijąc piwo omawialiśmy wspólne projekty. Mimo że z pomysłów i planów (naprawdę, jak sobie je przypomnę, ciekawych) nic nie wyszło, jakaś relacja zdołała się zawiązać.


Dla kogoś tak rozbitego i będącego w tak stanie ciężkim stanie emocjonalnym, ich widok i świadomość, że nie będę jechać do Poznania sama, zadziałał jak balsam, który częściowo złagodził wewnętrzny ból, a stres nieco opadł.

W przedziale, który zajmowaliśmy tylko my, udało mi się położyć i zdrzemnąć. Obudziłam się śmiejąc razem z nimi po zasłyszanym w półśnie dialogu:

- Eeej! Ona będzie z nami konkurować! Może wyrzucimy ją przez okno? Mamy jedyną szansę!

Tego mi w tamtym momencie było trzeba najbardziej – śmiechu i oderwania od rodzinnej rzeczywistości.

W Poznaniu na peronie odebrała nas moja koleżanka z akademika – Dora i zaprowadziła na Uniwersytet Ekonomiczny, na którym miał odbyć się finał konkursu.

Na korytarzu pod wskazaną salą poznaliśmy dwójkę swoich konkurentów. Podczas rozmów w kuluarach dowiedzieliśmy się, że na finał krajowy mają zakwalifikować się dwie firmy (nie będę pisać „drużyny”, bo moja, jednoosobowa jakoś nie współgrała z tym słowem).

Z chłopakami z Wrocławia wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia, które później, w momencie, kiedy zostaliśmy sam na sam, głośno wyartykułowaliśmy: drużyno! Dajemy z siebie wszystko i dalej jedziemy razem!

To był plan i postanowienie, a ja wiedziałam znając chłopaków, ich firmę i wiedząc, jak się rozwija, nie miałam wątpliwości, że to się uda.

Do sali na prezentację wchodziło się po kolei i nikt z osób będących na zewnątrz nie widział prezentacji swoich poprzedników.

Chłopaki z Wrocławia weszli pierwsi. Dostali tym samym przywilej obejrzenia wszystkich, konkurencyjnych prezentacji.

Ja weszłam na końcu.



Kiedy czekaliśmy na korytarzu na werdykt jury, chłopaki od Quantora, którzy przyjechali ze mną z Wrocławia stwierdzili, że moja prezentacja była bezkonkurencyjna. Tym samym byliśmy przekonani o naszym zwycięstwie, bo i ja doskonale wiedziałam, że i z Quantorem żaden z pozostałych pomysłów nie ma co konkurować.

Ale jury - w składzie: ciało pedagogiczne Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu wybrało dwóch "swoich" studentów mówiąc im: "jedźcie chłopcy na finał godnie nas reprezentować".


Kiedy było już po wszystkim, emocje opadły i nagrody – kubki Allegro zostały rozdane i kiedy, nie bez problemu udało mi się dopchać do jednego z członków jury, zapytałam, dlaczego nie wybrali mnie.


- Ponieważ ciągnąć na raz tyle srok za ogon nie można osiągnąć sukcesu, ani zbudować firmy. - Odpowiedział.


Pomyślałam wtedy: "nie? To potrzymaj mi piwo!", a tak na serio wyszeptałam w duchu: jeszcze o nie usłyszysz.


Kilka lat później podczas rozmowy kwalifikacyjnej na stanowisko Project Managera Pani Rekruterka z Poznania zapytała mnie:

- Co uważasz za swój największy sukces?

- Hm...

- Taki projekt, z którego jesteś najbardziej dumna.

- Chyba byłby to cykl imprez SWAP Wrocław, bezgotówkowa wymiana ubrań.

- A! Słyszałam o tym!

- Co?! W POZNANIU?! O wrocławskiej wymianie ubrań?

- TAK!


Od kilku już lat cykl SWAP Wrocław jest największą tego typu imprezą w Polsce.

Moja BabeczkowaPoczta COOKIE WITH LOVE jest jedyną tego typu usługą w Polsce (już wiem, że w Europie coś tam jeszcze jest, bo Damian Wojciech Dudała zrobił dla mnie w tej kwestii szybki research.


Moja Agencja Marketingowa POMELOGO ma w swoim portfolio logo Akademickich Mistrzostw Świata w Kolarstwie Jelenia Góra 2014.


Inne moje marki są mniejsze, niektóre w powijakach, ale pracuję nad tym, żeby przynajmniej jedna z nich była wizytówką naszego regionu i będę z niej dumna.


Akademickie Mistrzowsta Świata w Kolarstwie - Jelenia Góra 2014


Dolnośląski Grzaniec (bezalkoholowy) 


Myślę, że nie mam się czego wstydzić i Polska również by nie miała, gdybym dostała szansę na reprezentowanie jej dalej, a myślę, że właśnie w ten sposób należało było spojrzeć na ów konkurs.

Niestety wdarła się do niego wszechobecna, a więc i obecna również na wyższych uczelniach polityka.

O chłopakach, którzy wygrali, nigdy więcej nie słyszałam.

Ich biznesy opierały się na innowacyjnym pomyśle wynajmowania foto budek na wesela i na jakimś gastronomicznym czymś.


Ścieżka chłopaków z Wrocławia się rozeszła, ale Quantor ma się doskonale i tak jak był, tak i nadal jest rozwijany przez jego prezesa - Wojtka Grzelaka.


A wracając jeszcze do wiadomości o śmierci babci w przeddzień wówczas najważniejszej w życiu prezentacji, nie miałam świadomości, że jest to tylko przygotowanie do tego, co będzie mnie hartować później.


To są slajdy z jednej z moich prezentacji, których do tej pory miałam już naprawdę sporo zarówno w kraju jak i za granicą. Większość na wyższych uczelniach, gdzie dzieliłam się ze studentami swoją historią i inspirowałam do realizacji celów i marzeń.

Dla bardzo wielu osób to, co zrobiłam jest tylko kwestią szczęścia. Poszczęściło mi się i tyle. Ale oni widzą tylko wierzchołek góry lodowej. To, co pod powierzchnią wody widzi mało kto, bo mało kto chce to widzieć.





Oni widzą to... 




Nie widzą, a co za tym idzie, nie wiedzą, (ani nie chcą wiedzieć), co za tym stoi...




_____________________

O AUTORCE


Julia Daroszewska od ośmiu lat zajmuje się ogólnie pojętym marketingiem. Potrafi skutecznie wykorzystywać wszelkie dostępne na rynku narzędzia, co przekłada się na duże zasięgi i budowanie świadomości wspieranych przez nią marek.
Prowadzi firmę, której główną dziedziną jest wsparcie w zakresie szeroko pojętego Marketingu i Strategii Przedsiębiorstwa. Oferuje pomoc w budowaniu marek tworząc dla nich skuteczne plany działania na konkurencyjnych rynkach.

Julia Daroszewska prowadzi również szkolenia z tworzenia skutecznych profili/kont na LinkedIn i Facebooku - największych Mediów Społecznościowych wspierających biznes.




           Insta      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz