Dziś zadzwoniła do mnie młoda osoba, zapewne studentka w sprawie korepetycji ze strategii i marketingu.
- Czy w grę wchodzi również pisanie prac?
- Oczywiście. Mogę pomóc pani w pisaniu pracy, nawet poprowadzić krok po kroku, za rączkę, ALE NIE NAPISZĘ PRACY ZA PANIĄ.
- Aha... To ja się jeszcze zastanowię. Dziękuję.
Brak mi słów... Zawsze przed sesją dostaję masę takich telefonów. Studenci pytają, czy napiszę za nich pracę semestralną, dyplomową, a od czasu pandemii: czy pomogę w czasie rzeczywistym w egzaminie z angielskiego albo wyżej wspomnianego marketingu, czy strategii.
Wiadomo, że na uczelni nie byłam święta, czasem w grupie dzieliliśmy się projektami, bo ktoś miał większą smykałkę do controllingu, czy rachunkowości, a ja do spraw inżynierskich i strategii. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby prosić kogoś o napisanie za mnie pracy.
Po co te osoby idą na studia? To jest dla mnie niezrozumiałe. Jaki jest sens "kupowania" dyplomu?
Ja na studia poszłam dla wiedzy. Spędziłam na uczelni kilka lat życia, cudownych lat, a to, czego się uczyłam stało się moją pasją (duża zasługa w tym wykładowców) i do dziś zgłębiam i poszerzam wiedzę z tej dziedziny.
Po co natomiast iść na studia i płacić za ich zrobienie i skończenie? Ile wart jest taki absolwent?
Czy nie lepiej od razu pójść do pracy i dobywać doświadczenie, jeśli tylko ono się liczy?
Tak, wiem – wiele korporacji wymaga posiadania dyplomu np. magistra. Obojętnie czego, byleby był.
Dla mnie to też bez sensu...
O AUTORCE
Julia Daroszewska od ośmiu lat zajmuje się ogólnie pojętym marketingiem. Potrafi skutecznie wykorzystywać wszelkie dostępne na rynku narzędzia, co przekłada się na duże zasięgi i budowanie świadomości wspieranych przez nią marek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz