Zdjęcia, którymi opatrzony jest ów post są z ostatniego Sylwestra 2020/2021.
Nareszcie się do nich dokopałam :)
PONIEDZIAŁEK
Wczoraj, całkiem przypadkiem miałam dzień wolny.
Pierwszy od trzech tygodni ciurkiem...
Dziś, po popołudniowej drzemce, bo po powrocie do domu i napchaniu się porządnym obiadem padłam jak martwa wracam do pracy i powoli się rozpędzam.
![]() |
W tym tygodniu czeka mnie trochę jeżdżenia między miastami, które zapoczątkowałam już dziś.
Zaczynam też współpracę z nową praktykantką, co mnie niezmiernie cieszy :))))
A sobotę organizuję bezgotówkową imprezę SWAP Wrocław.
WTOREK
Muszę zacząć zapisywać, co jadłam lub piłam przed tworzeniem niektórych swoich tekstów.
A Witkacego z opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale, uznaję za geniusza.
Co do poniższego z A.D. 2020, o którym przypomniał mi Facebook, mogę tylko gdybać. A gdybam, że mogły to być zmiksowane truskawki z dodatkiem mleczka w tubce albo czekolada popijana maślanką.
Co niektórzy wiedzą, jak działa na mnie to drugie połączenie.
A oto i mój tekst:
Sprzątanie vs. fitness
Sprzątanie:
żeby posprzątać nie musisz wychodzić z domu
nie musisz płacić, żeby móc sprzątać :v
jeśli musisz wyjść z domu, żeby posprzątać, to prawdopodobnie jeszcze ci za to sprzątanie płacą
nie musisz się zastanawiać, co jeszcze posprzątać, bo po prostu widzisz, co jeszcze zostało
robisz porządny trening obwodowy
nie nudzisz się
ciężko złapać kontuzję
możesz przy tym słuchać Maćka Wieczorka na YouTube.
masz poczucie dobrze straconego czasu, natychmiast widzisz efekt.
Fitness:
płacisz za to, żeby spocić się jak dzika świnia nudząc się przy tym jak mops
jeśli nie chcesz wychodzić z domu, musisz mieć kawałek czystej podłogi i dużo kreatywności
machasz bez sensu jedną nogą, potem drugą, następnie ręką... I jeszcze łapiesz kontuzję
nic się nie dzieje, machasz ręką i tyle, jednocześnie musisz liczyć, więc nie możesz słuchać niczego wymagającego myślenia
patrzysz w lustro i się frustrujesz, bo poza czerwoną, spoconą gębą nie widzisz żadnych efektów męczenia się.
Kaloryfer w pokoju jest nadal tylko jeden i wisi pod oknem.
![]() |
I drugi z 2013:
Jestem półburakiem:
czasem używam klimę, czasem nie, jeśli nie to:
mam do połowy otwarte szyby
słucham radia na pół-regulator
mój łokieć jest w połowie odległości od okna (cokolwiek..!
)
mam półfajne auto.
Dziś zastanawiam się, o które auto chodziło, ale najprawdopodobniej jeździłam wtedy Fordem Mondeo. Niby był to Ford, więc fajny, ale jednak nie Beemka.
Niby duży, dwulitrowy silnik V6, więc kopa miał, ale mimo wszystko nie była to Beemka.
Miał automatycznie otwierane szyby, ale nie był Beemką, więc nie budził respektu na dzielni.
Ostatecznie jeżdżę fiatem Dużą Kropką, a moje serce należy do Daewoo Lanosa.
I nie płaczę.
ŚRODA
Ten dzień był niezwykle wręcz owocny w teksty.
Wczoraj w swoim internetowym magazynie Gingers Magazine opublikowałam artykuł na gorący w ostatnim tygodniu temat o "cnotach niewieścich". Nikt nie wie, o co chodziło autorowi, ale każdy się wypowiada.
No to ja też!
Hejtu jakoś wyjątkowo dużo pod nim nie ma, co nie znaczy, że się nie leje.
![]() |
Czytaj artykuł... |
Dziś natomiast dzień zaczęłam od odkładanego już za długo, a obiecanego mojej praktykantce Paulinie artykuł o książkach, które polecam przyszłym menedżerom.
Ostatecznie rozpisałam się o zarządzaniu miękkim, czyli ludźmi stwierdzając, że zrobię z tego cykl. O pozostałych książkach z całkiem innych biznesowych kategorii napiszę w kolejnych artykułach.
![]() |
Czytaj artykuł... |
Nadrobiłam również zaległości w kwestii recenzji - i to recenzji obejrzanego na początku czerwca filmu "Cruella" jak i kupionej dobre parę tygodni temu książki z zestawem "Baśni, których nie czytano dziewczynkom".
![]() |
Czytaj recenzję... |
![]() |
Czytaj recenzję... |
Zapraszam również na mój Instagram, na którym wszystko jest znacznie bardziej na bieżąco.
Facebook przypomniał mi dziś natomiast, że...
Ostatnio (tj. 2018) myślałam o spoilerze, bo jako osoba niedotknięta zjawiskiem socjologicznym zwanym "efektem szminki", postanowiłam sama je sobie wygenerować.
Stwierdziłam, że nie stać mnie na nowe auto (którego nawet bym nie chciałam, bo obecne mi w zupełności wystarcza), więc pomyślałam o tuningu aktualnego.
Myśl pierwsza: kapcie (alufelgi), ale to bez sensu.
Myśl druga: spoiler. Ale po co mi spoiler? Odpowiedź właśnie znalazłam.
Niestety po sprawdzeniu spojlerów dedykowanych Lanosom stwierdziłam, że szkoda oszpecać takie ładne auto i z pomysłu zrezygnowałam.
W 2015 roku...
Natrafiłam na kolejną SUPER OFERTĘ: zorganizuj dla nas za free wydarzenie, a w zamian za to twoje logotypy zostaną umieszczone na naszej stronie.
Hmmm sfrajerować się po raz kolejny, czy dać sobie spokój i w przypływie chęci zrobić takie coś pod własną banderą?
Wspomniana oferta była dla mnie impulsem, żeby faktycznie zrobić coś więcej niż Bezgotówkową Wymianę ubrań SWAP. W listopadzie tegoż roku zorganizowałam pierwszą imprezę z cyklu Moda na Biznes, której relację znajdziesz tutaj.
Rok
później stanęłam za obiektywem aparatu podczas swojej pierwszej i
do tej pory jedynej sesji ślubnej.
A
oto kilka zdjęć:
W roli Młodej Pary oczywiście Dżemster, którego w takim jak wyżej przebraniu polecam jako dodarek do kopery będącej prezentem ślubnym.
W ubiegłym roku natomiast młody-zdolny Konrad Pietruszko przeprowadził ze mną wywiad, w który podzieliłam się swoimi metodami zarządzania czasem, a precyzyjniej – sobą w czasie.
Można go obejrzeć i posłuchać na kanale YouTube Konrada.
![]() |
Zobacz wywiad... |
CZWARTEK
Żeby
taka mała rzecz, jak ząb ósemka mogła spowodować takie
spustoszenie w organizmie! A to miał być taki owocny tydzień!
Pół
czwartku leżałam półżywa i prawdopodobnie z gorączką. Po
południu było odrobinę lepiej, ale dzień wyrzucony do
kubła.
Przynajmniej roboczo, bo dla odwrócenia uwagi od bólu,
czytałam książkę.
W
piątek nie miałam już wyjścia. Musiałam się zgramolić z łóżka,
wziąć w garść i ruszyć w trasę.
Pakowanie zajęło mi więcej
niż planowałam, że zajmie.
Wskoczyłam w sukienkę, żeby nie
gotować się w spodniach, a przy okazji poczuć pięknie i kobieco i
już miałam schodzić do auta, kiedy uświadomiłam sobie, jakie to
nie praktyczne i niebezpieczne z perspektywy latania po schodach w te
i na zat z zajętymi obiema rękami i upośledzonym polem widzenia
przez dźwigane toboły.
Przybrałam się w moro.
Najpierw
na dół z 3-ciego piętra z pierwszą rzeczy do auta, autem do
magazynu po Dżemstery i
Dolnośląskie
Grzańce (bezalkoholowe), potem znów do mieszkania po resztę i
w drogę.
Obładowana jak cygan, czyli jak zwykle, ruszyłam w
trasę.
Po
drodze sklep Jula, do którego pojechałam po namiot jarmarkowy...
-
Nie ma! Wykupiony! Przeszedł pan i kupił 13 na raz!
- O rany...
A będzie może dostawa?
- Tak. Zamówienie jest już złożone i zaplanowane na czerwiec przyszłego roku.
Nie ma to jak Szwajcarska precyzja....
Potem
przebijając się przez nieludzkie korki dojechałam do sanepidu, bo
przez swoje ostatnio dość częste przeprowadzki zaposiałam
książeczkę stacji sanitarno-epidemiologicznej i muszę wyrobić
duplikat.
Dotarłam tam 15 minut przed zamknięciem.
Okazało
się, że wcale nie musiałam jechać tam osobiście! Wszystko mogłam
załatwić mailowo.
Pani w okienku, na informację, jak
poinstruowano mnie w kwestii uzyskania duplikatu i że specjalnie
jechałam po niego z innego miasta aż zaklęła pod nosem wyzywając
osobę, która wprowadziła mnie w błąd.
Potem obiad w Misiu, który był najmilszym punktem tegoż dnia i zrekompensował mi wszystkie jego bolączki. Albo „bolaki”.
Za 11 złotych zjadłam najlepszy obiad w przeciągu roku i w końcu ruszyłam do domu, gdzie madka zajęła się przyczyną mojego rozkładu, czyli ogarnięciem mojego zęba.
Na
miejscu byłam punkt 17.00, a po wstaniu z fotela dentystycznego
najzwyczajniej w świecie padłam na kanapę.
Zerwał mnie z niej
dźwięk telefonu:
- Halo?
- Cześć, mówi Natalia z
kontenera!
Chwilę zajęło mi zrozumienie, że jest to
koordynatorka miejsca, w którym kolejnego dnia czekała m nie
organizacja bezgotówkowej wymiany ubrań SWAP
Wrocław.
Wstałam z niej tylko po to, żeby doczołgać się do łóżka.
W sobotę pobudka z budzikiem i jazda na Eko Bazar.
Po 3h nieustannego zerkania na zegarek pozbyłam się łącznie pięciu słoików. Z jednej strony to niewiele, ale z drugiej – mogłam się ich nie pozbyć, przez co – nie zarobić. Siedziałabym wtedy w domu i gapiła się w sufit.
Albo, co gorsza, poszła i wydała niezarobione pieniądze!
Po bazarze czekał mnie kolejny mistrzowski obiad w Misiu, a potem przepakowanie bagażnika z towaru z bazaru na ubrania na imprezę bezgotówkowej wymiany ubrań SWAP Wrocław i jazda do Parku Tołpy, w którym miała ona miejsce.
O AUTORCE

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz